Czy celebryckie problemy dotykają cewebrytów?

Czy celebryckie problemy dotykają cewebrytów?
Sytuacje, które są problemowe dla celebrytów, często spotykają na swojej drodze również cewebryci. Jednak większość z tych sytuacji, które dla celebrytów są problemowe, dla cewebrytów są wręcz działaniami pożądanymi. Bo czy dla cewebrytów utrata prywatności lub nowe relacje mogą stanowić problem?
/ 23.11.2011 10:57
Czy celebryckie problemy dotykają cewebrytów?

Podstawowe problemy celebrytów można podzielić na cztery filary

Historia mojego życia – mówiła cytowana przez Gilesa aktorka Greta Garbo – jest o tylnych wejściach i bocznych drzwiach, i sekretnych windach, i innych sposobach dostawania się do i z różnych miejsc, tak aby ludzie nie zawracali ci głowy.

W Illusions of Immortality Giles opisuje szereg zagrożeń charakterystycznych, fundamentalnych, dla celebryty. Co ciekawe, patrząc na cewebrytę, można zauważyć, iż każdy z czterech głównych celebryckich problemów-filarów uległ totalnej transformacji, co potwierdza tylko argument o tym, jak całkowicie różne są to rodzaje bytów.

Pierwszy filar celebryckich problemów – „utrata prywatności”

Filarem numer jeden jest ten, któremu można nadać nazwę „utrata prywatności”. To właśnie na to, według Gilesa, najczęściej skarżą się celebryci. Sprawa w skrócie sprowadza się do niemożności kontrolowania naszej „przestrzeni osobistej” tak, jakbyśmy tego pragnęli.

Składa się na to fakt, że ci nieznajomi wiedzą o nas więcej, niż my byśmy tego chcieli [...] – pisze badacz. – [...] nieustanna koncentracja, która nigdy nie słabnie, nawet w czyichś najbardziej intymnych momentach.

Czy problem „utraty prywatności” dotyczy cewebrytów?

Cały problem tyczy się oczywiście nie tylko samych celebrytów, ale także ich rodzin oraz partnerów – osób najmniej przygotowanych do stawiania mu czoła.

Poza pojedynczymi sytuacjami (np. Ghyslaina Razy, choć różniła się ona od tego, co dotyka celebrytów) „utrata prywatności” nie jest problemem, z jakim mierzyć się musi cewebryta. „[...] najlepsze w byciu sławnym online jest to, że w realnym świecie nikt nie ma pojęcia, kim jesteś” – przekonuje cytowana już Justine „iJustine” Ezarik.

To cewebryci decydują o tym, co o sobie powiedzieć, co pokazać i gdzie postawić granice. A pod domami tych najpopularniejszych nie czyhają internetowi paparazzi. To skutek tego, że ludzie ci nie stanowią odrębnej klasy, którą idąc za naszymi instynktami łowiecko-zbierackimi, musimy bezwzględnie śledzić, walczyć o każdy najmniejszy szczegół z ich życia. To osoby takie same jak my – a raczej to właśnie jesteśmy my.

Zobacz także: Jak wyznaczyć granicę między pracą a życiem prywatnym?

Drugi filar celebryckich problemów – „nowe relacje”

Filar numer dwa to „nowe relacje”. I wręcz niezliczone ich ilości. Na wczesnych etapach sławy – pisze Giles – gwałtownie wzrasta liczba osób, z jakimi celebryta musi utrzymywać stosunki, włączając w to nie tylko innych celebrytów, ale wspierających ich zespół menadżerów, agentów i pracowników PR, a także miliony widzów telewizyjnych i czytelników gazet.

A na każdą osobę, z którą celebryta chciałby utrzymywać relacje, przypadają, niestety, „tysiące” tych niechcianych. Paradoksalnie konsekwencją tego jest... samotność. Jak ujmuje to Keith Floyt, znany brytyjski telewizyjny szef kuchni,

Ludzie, z którymi chciałbyś rozmawiać, nie rozmawiają z tobą, ponieważ są zbyt uprzejmi, aby się wtrącać w twoją prywatność. Ludzie, z którymi nie chcesz rozmawiać, chcą zagadać cię na śmierć. [...] I... nie ma nikogo, z kim możesz porozmawiać. [...] Nikt ci nie wierzy, kiedy mówisz, że jesteś samotny albo zmartwiony, alby przygnębiony.

Zobacz także: Czy Social Media zastąpią potrzebę realnych znajomości?

Czy „nowe relacje” są uciążliwe dla cewebrytów?

U cewebryty, znów, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Po pierwsze znika problem tego, że ludzie interesują się znajomością z daną osobą, tylko dlatego że jest sławna, niejako w oczekiwaniu na „wygrzewanie się w odbitej chwale”, jak to ujął Cialdini.

Oczywiście wiele znanych w sieci osób ma pewien problem z zapchaną skrzynką poczty elektronicznej albo nieustannymi prośbami np. o wspomnienie o nich w kolejnym wideo. Jednak jest to wszystko o wiele łagodniejsze i w żaden sposób nie interferuje w pozasieciowe relacje utrzymywane przez danego człowieka.

Trzeci filar celebryckich problemów – „wyjaśnienie sławy”

Kolejny, trzeci problem-filar to „wyjaśnienie sławy”. Kiedy celebryta „przetrwa”, jak to ujmuje Giles, pierwsze etapy swojej sławy i wreszcie znajdzie ten pierwszy moment wytchnienia, wówczas przychodzi też czas na refleksje.

Tak wielu ludzi stało się sławnymi za takie nic, [że] poszczególni celebryci muszą się zmagać z oceną ich unikalnej sławy. Porównania z wcześniejszymi gwiazdami są często niepochlebne [...], a bycie „atrakcją miesiąca” nie jest wyjaśnieniem, jakie przemówi do wielu celebrytów.

Wymyślając więc różne tłumaczenia („szczerość”, „zwykłość”, „przesłanie”, „dar”), próbują usprawiedliwić (głównie przed samymi sobą) to, że właśnie oni zostali wybrani. Jest to oczywiście konsekwencja natury świata niedostatku, gdzie, wskutek ograniczenia miejsca, zawsze musiał istnieć powód, dla którego coś się gdzieś znajdowało (zamiast czegoś innego).

Czy celebryta chce „wyjaśniać swoją sławę”?

Różnica między celebrytą a cewebrytą polega tu na tym, że o ile odnośnie do pierwszego można było bez końca stawiać pytania „dlaczego?”, o tyle w przypadku jego internetowego odpowiednika pytanie jest tylko jedno – i to retoryczne: „a dlaczego nie?”.

Czwarty filar celebryckich problemów – „rozbicie własnej tożsamości”

Wreszcie czwartym fundamentalnym problemem dręczącym celebrytę, a i najbardziej złożonym oraz stanowiącym o największej różnicy pomiędzy nim a cewebrytą, jest ten, który określić można mianem „rozbicia własnej tożsamości”. Punkt wyjścia dla Gilesa stanowi historia życia Ernesta Hemingwaya.

Pisarz ten już w początkach swojej kariery miał uciec ze Stanów Zjednoczonych – przed rozgłosem, ale nigdy mu się to całkowicie nie udało: zostały bowiem niezliczone plotki na temat jego prywatnego życia. „[...] im bardziej Hemingway próbował zachowywać podział między jego życiem a pracą, tym trudniej radził sobie z życiem” – pisze autor. I zaraz cytuje Lea Braudy’ego: „Jego samobójstwo było »ostatecznym aktem spójności [...] rozdzielonego ja i publicznego wizerunku«”.

Praktycznie każdy celebryta bowiem doświadcza tego rozbicia: na ja jako ja oraz na ja jako ktoś w oczach społeczeństwa. I o ile ta pierwsza tożsamość jest przyrodzona i celebryta chciałby, by to ona była tą funkcjonującą, o tyle ta druga, która funkcjonującą jest faktycznie, pozostaje poza jakąkolwiek jego kontrolą. Co więcej, jak opisuje to Giles, kontrolę nad nią mają ludzie, którzy po prostu chcą na niej zarabiać. Celebryci wobec tego muszą się zmierzyć z faktem, iż ich sukces czyni bogatymi innych, w oczach których nie są niczym więcej, tylko źródłem kapitału. Cały ten powyższy proces można nazwać „utowarowieniem »ja«”.

„Ekonomia broadcastu ma powierniczy interes w budowaniu i utrzymywaniu sławnych. Są kasowi” – pisze Weinberger. „Cewebryta stał się towarem sam w sobie, oddzielnym od i bardziej wartościowym niż bogactwo czy osiągnięcie” – wypowiada się Lakshmi Chaudhry. I Alice Marwick: „[...] celebryta to ludzki podmiot zaprojektowany do bycia skonsumowanym jak obiekt, [to] ostateczne wdarcie sie kapitalizmu do jednostki”.

Fragment pochodzi z książki „CeWEBryci – sława w sieci” Michała Janczewskiego (wydawnictwo Impuls, 2011). Publikacja za zgodą wydawcy.